Politycy ostro o kupowaniu głosów
Podczas niedzielnych wyborów doszło do co najmniej kilku prób kupowania głosów. Policja nie ujawnia, na kogo należało oddać głos w zamian za pieniądze. Stawka wynosiła od 10 do 20 złotych lub ... butelka alkoholu.
W niedzielę policjanci zatrzymali pięć osób podejrzanych o kupowanie głosów i przyjmowanie korzyści majątkowych. Wszystkim przedstawiono już zarzuty - grozi im do pięciu lat więzienia. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że prób "handlowania" głosami było więcej. Za postawienie "krzyżyka" przy konkretnym nazwisku proponowano na przykład butelkę alkoholu.
Proceder kupowania głosów oburzył mieszkańców Włocławka, którzy informowali policję o próbach przekupstwa. Taki sposób zdobywania głosów ostro potępili także lokalni politycy.
To skandal, tego typu sytuacje już dano powinny być wyeliminowane z życia publicznego komentował podczas wieczoru wyborczego Jarosław Chmielewski, szef klubu PiS.
Krzysztof Kukucki próby kupowania głosów określa mianem "gangreny politycznej".
To typowe złodziejstwo, bo w miejsce tych kupionych głosów mógł wejść kandydat faktycznie wybrany przez mieszkańców. Mam nadzieję, że organy ścigania doprowadzą do ukarania tych osób szybciej, niż ma to miejsce w przypadku fałszowania podpisów pod referendum powiedział przewodniczący klubu SLD. Oddawanie głosu za pieniądze skomentował także Andrzej Pałucki.
Z kolei poseł Marek Wojtkowski złożył pismo do Prokuratury Rejonowej z prośbą o ujawnienie nazwisk osób, na rzecz których kupowano głosy.