Msza, chrzciny, komunia, szkolna katecheza – to w wielu miejscowościach jedyne duchowe dobra prócz telewizyjnego „tańca z gwiazdami”, seriali czy programów sportowych. Dla wielu – to jedyne źródło kultury religijnej, duchowej, intelektualnej by nie powiedzieć - metafizycznej.
Tymczasem kultura ta tkwi w rękach osób dość prymitywnych, niewykształconych o zawężonym polu wyobraźni i z reguły pozbawionych empatii. Wykształcenie księży, na tle coraz bardziej wykształconego społeczeństwa jest coraz gorsze. Do seminarium (pomijam ekskluzywne seminaria jezuitów czy dominikanów) często trafiają ci, którzy nie mogą zdać matury, nie radzą sobie ze sobą, nie mają pojęcia o świecie i potrzebach innych. Życie w seminarium przypomina koszary, gdzie najważniejsza zasadą jest posłuszeństwo przełożonym i starszym rangą. Myślenie nie jest wymagane, krytyka – zabroniona. Młody ksiądz mało wie o życiu, niewiele o świecie współczesnym, nie zna psychologii, filozofii, historii sztuki. Dlatego nowoczesna architektura kościelna to taśmowa produkcja estetycznych koszmarków. Bogatych, kiczowatych, pompatycznych, zimnych.
"Trzodę" powierzoną swojej opiece przeciętny ksiądz traktuje jak materiał, który trzeba ociosać (upominając z ambon), nauczyć systematyczności (msza co niedzielę) i z którego należy wyciągnąć trochę pieniędzy na chwałę Kościoła i doczesne potrzeby parafii oraz samego księdza (a nie ma on franciszkańskich potrzeb, raczej barokowe). Okres komunii, który się właśnie zbliża, jest – pod tym względem - okresem poważnych żniw finansowych.
Na wszelkie problemy zaleca modlitwę, pokutę lub mszę. Na problemy nadzwyczajne – pielgrzymkę lokalną względnie - Watykan. W wielu parafiach są prawdziwe biura turystyczne, co świadczy o tym, że religijność księży nie zabija ich zmysłu przedsiębiorczości. Pielgrzymowanie stało się też normalnym szkolnym rytuałem, dawniej młodzież zwiedzała Polskę historyczną, dziś zna Polskę religijną i zabobonną.