"Możemy jedynie patrzeć władzy na ręce"
Z Andrzejem Kazimierczakiem, radnym klubu PO, rozmawiamy między innymi o debacie nad projektem uchwały o udzieleniu prezydentowi absolutorium, o koalicji antyrozwojowej i o tym, czy we Włocławku panuje dobry klimat na prowadzenie własnej działalności gospodarczej.
Red: Wróćmy na chwilę na salę obrad ostatniej sesji Rady Miasta. Debata na projektem uchwały w sprawie udzielenia absolutorium przeciągała się w nieskończoność. A i tak z góry było wiadomo, że prezydent je otrzyma. To jakie są korzyści z tak długiej dyskusji?
Andrzej Kazimierczak: Według mnie debata miała dwa pozytywne aspekty. Po pierwsze mogliśmy porozmawiać z prezydentem na temat budżetu, inwestycji i ich realizacji. Faktem jest, że miasto jest zadłużone na ponad 350 milionów złotych, oczywiście wyłączając środki unijne. I te pieniądze z odsetkami trzeba będzie zwrócić.
Druga sprawa to sama obecność prezydenta na sesji, możliwość ustosunkowania się do naszych uwag. Co prawda nie do wszystkich, ale to była wartość sama w sobie, bo jak pamiętamy radni SLD wykreślili ze statutu miasta sprawozdanie prezydenta z działalności międzysesyjnej. Od tego czasu Andrzej Pałucki nie pojawia się na sesjach. Uważam, że to zła postawa, ponieważ sesje są jedną z najważniejszych wydarzeń w pracy samorządu. Swego czasu proponowałem, żeby zawiesić portret prezydenta w sali obrad, bo nie wszyscy pamiętają jak wygląda.
Zgadza się, że absolutorium było przesądzone, ale to nie oznacza, że się z tym zgadzam. Regionalna Izba Obrachunkowa pozytywnie oceniła wykonanie budżetu. I co z tego? Weźmy taką sytuację: prezydent wykona w mieście sześć pozłacanych fontann. RIO pozytywnie oceni, że budżet został dobrze zaplanowany i wykonany. Natomiast nie ocenia pod względem celowości , gospodarności czy racjonalności . I nawet gdyby cała rada zakwestionowała uchwałę absolutoryjną, to prezydent nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji. Byłby to jedynie sygnał dla mieszkańców, że radni napomnieli prezydenta. Tak samo nie zgadzam się z sytuacją, kiedy radni rozpatrują zarzuty co do radnych, którzy mieli naruszyć ustawę o samorządzie gminnym. To fikcja, bo większość w tej radzie może sobie dowolnie wypracować stanowisko.
Red: Emocji nie brakowało także podczas dyskusji nad przełożeniem terminu likwidacji izby wytrzeźwień, którą to uznał pan za relikt PRL-u.
A.K.: Uważam, że jest to bezprawne zatrzymywanie kogoś, kto nie popełnił przestępstwa. Mało tego, każe mu się jeszcze za to płacić. Na słowa o relikcie z PRL-u nerwowo zareagowali koledzy z SLD. Nic dziwnego, że Włocławek jest w takim miejscu, jakim jest, jeśli ludzie z takimi poglądami spełniają dość ważne role w samorządzie. Moim zdaniem nie można bronić ustroju, w którym istniały kartki na jedzenie i odzież, nie mogliśmy wyjeżdżać z Polski, a w telewizji były tylko dwa kanały. A grudzień roku 1970, kilka tysięcy osób internowanych w stanie wojennym, cenzura, mord księdza Jerzego? Nie można tego bronić! Kolegom podaję także przykład z Niemiec. Po jednej stronie muru berlińskiego do lat 90-tych budowano porsche, audi, mercedesy, bmw, a po drugiej trabanty. Na Zachodzie już dawno powstały autostrady, u nas dopiero się je buduje.
Red: Podczas sesji wiele razy usłyszeliście, że jesteście koalicją antyrozwojową.
A.K.: Przewodniczący klubu SLD z uporem maniaka powtarza to od kilku lat. A w tej kadencji pełnię władzy posiada właśnie SLD. Nazywanie nas koalicją antyrozwojową jest trochę śmieszne. Bo jak nazwać koalicję, za czasów rządów której bezrobocie z roku na rok rośnie bezrobocie, ślimaczą się remonty, ulice i rynki wykłada się niewygodną kostką brukową, wydaje się pieniądze na inwestycje tak nieefektywne jak stadion miejski za 33 miliony złotych czy przystań, która stoi pusta. A musieliśmy do niej dodatkowo dopłacić milion złotych, żeby wykupić działkę. Można by było jeszcze długo wymieniać. A nas nazywa się koalicją antyrozwojową... Na pytanie CO BLOKUJEMY, nie padła żadna odpowiedź, bo żadna paść nie mogła. My możemy jedynie proponować i patrzeć władzy na ręce, jak to robi opozycja na całym świecie.
Red: Można też przyłączyć się do zwolenników referendum o wcześniejsze odwołanie prezydenta miasta.
A.K.: I zadać sobie pytanie co po referendum. Czeka nas przyjęcie budżetu, pisanie projektów unijnych o absorpcję środków. Bo przecież Unia nie daje pieniędzy ot tak. Daje, kiedy samorząd występuje z rozsądnymi projektami. Żeby było jasne: nie popieram tej władzy, bo nie rozwija miasta tak, jak na to mieszkańcy i Włocławek zasługują. Mam wrażenie, że w porównaniu do innych miast, my się cofamy. W wyborach będę głosował tak, żeby tę władzę odsunąć.
Red: Z pańskiego punktu widzenia jako osoby związanej z firmą prywatną, jak we Włocławku prowadzi się działalność gospodarczą?
A.K.: Dobrze wiem, z jakimi problemami borykają się prywatni przedsiębiorcy. Są aspekty, na które wpływ ma rząd: kodeks pracy czy minimalna płaca, ale są i takie, na które wpływ ma samorząd. Można na przykład ułatwić połączenia autobusowe do danej firmy - tak ustawić godziny przejazdów, żeby pracownicy nie musieli przyjeżdżać na długo przed czasem rozpoczęcia pracy. W Urzędzie Miasta mamy wydział promocji. Jego pracownicy praktycznie przez cały czas powinni być zajęci ściąganiem inwestorów. A każdy potencjalny inwestor powinien mieć przydzielonego urzędnika, do którego będzie mógł nawet w nocy zadzwonić. To w gestii urzędnika byłoby chociażby zbieranie wszelkich niezbędnych informacji dla inwestora. Prezydent powinien spotykać się z przedsiębiorcami nie tylko raz w roku z okazji uroczystości opłatkowych, ale systematycznie doprowadzać do sytuacji, w których i on, i jego pracownicy pytaliby się: z jakimi borykacie się problemami i co możemy jako miasto dla was zrobić. Inną sprawą są inwestycje blokujące dojazdy i wejścia do firm. Prezydent natychmiast powinien się spotkać z właścicielami, obiecać, że remonty skończą się w terminie i zaproponować obniżkę podatków. Jak to wygląda obecnie? Odpowiem na przykładzie interpelacji składanych przez opozycję. Może kilka zostało rozpatrzonych pozytywnie, Niestety zdecydowana została potraktowana odmownie, a jedynym argumentem jest nie, bo nie. Przecież my nie występujemy w swoim imieniu, tylko mieszkańców, którzy proszą o położenie kilku metrów chodnika czy naprawienie odcinka drogi.
Red: Dziękujemy za rozmowę