Piją, bluźnią, śmiecą, wyzywają
Ekspedientki boją się wracać wieczorem do domów, okoliczni mieszkańcy dość mają ich pijackich śmiechów i dźwięku tłuczonych butelek. Nie pomagają liczne interwencje policji i straży miejskiej.
W zeszłą niedzielę, po godzinie 18.00, do sklepu przy ulicy Traugutta wszedł jeden z osiedlowych "staczy". Zjadł banana, skórkę rzucił na podłogę i powiedział ekspedientce: A teraz k*** posprzątaj. Kobieta kazała mu wyjść. Podchmielony 28-latek wyszedł, ale postanowił się zemścić. Rzucił brukową kostką w szybę sklepu.
Gdyby akurat stałaby tam jedna z nas, to zakończyłoby się tragedią, bo szyba antywłamaniowa roztrzaskała się na kawałeczki mówi jedna z ekspedientek.
Zawiadomiona policja, na podstawie zapisu monitoringu, ustaliła sprawcę. Mężczyzna został zatrzymany w domu. Odpowie za uszkodzenie mienia, za co grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
Niedzielne wydarzenia przelały czarę goryczy. Okoliczni mieszkańcy chętnie opowiadają o codziennych burdach w okolicy sklepu, gdzie grupka młodych ludzi terroryzuje swoim zachowaniem potencjalnych klientów i ekspedientki.
Czasem jest ich pięciu, a czasem piętnastu. Piją, bluźnią, śmiecą, sikają pod murem i wyzywają ludzi. Moja żona chciała wejść do sklepu, a jeden z tych "panów świata" kazał jej wyp***. Czy nie ma sposobu, żeby tę nafetowaną i zachlaną bandę młodzieniaszków ukarać pyta mieszkaniec okolicznego bloku.
Jak na razie - sposobu nie ma. Ekspedientki prowadzą zeszyt z informacjami o tym, kiedy wzywały na pomoc ochroniarzy, strażników miejskich i policję.
Jak podjedzie policja czy straż, chłopcy odstawiają piwko i "setki" na parapet. Stanie przed sklepem nie jest przecież zabronione. Kiedyś dwóch z nich, najbardziej pijanych, policjanci zabrali do wytrzeźwienia. Na drugi dzień, kumpel tych zabranych, wykrzykiwał na całą ulicę: Ty k*** j***, jesteś im winna 6 stów za "dołek opowiada jedna z ekspedientek.
Wszystkie zatrudnione kobiety zaczynają się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Po jedną z nich przyjeżdża mąż, pozostałe, zanim wyjdą z pracy, najpierw rozglądają się po okolicy, czy nie ma tam "staczy".
Klienci do nas mają pretensje, że nie mogą spokojnie wejść do sklepu, że wokół walają się porozbijane butelki i śmieci a my przyzwalamy na picie. Przecież my nie mamy jak ich przegonić ani zmusić do sprzątania mówią rozżalone.
Od początku 2015 roku policja interweniowała w tym miejscu 12 razy, straż miejska - 9. Były to głównie interwencje związane z zakłócaniem spokoju i piciem alkoholu na dworze.
Jeden raz zawiadomiliśmy pogotowie, że za sklepem leży kompletnie pijany mężczyzna, innym razem, mieliśmy podejrzenia, że kilku mężczyzn jest pod wpływem narkotyków, więc przekazaliśmy sprawę policji relacjonuje Norbert Struciński.
Rzecznik przyznaje, że wysyłane na miejsce patrole, zastają grupki kilku lub kilkudziesięciu mężczyzn, ale na widok radiowozu panowie pokornieją i chowają alkohol.
W takim przypadku interwencja kończy się rozmową wyjaśnia Struciński.
Czy zatem mieszkańcy i ekspedientki mają się pogodzić z rozróbami, pijaństwem i wyzwiskami?
Absolutnie nie. Każdy, nawet anonimowo, może dzwonić do dyżurnego straży i prosić o interwencję. Powiem więcej - osoby zatrudnione w sklepach, w których prowadzona jest sprzedaż alkoholu, mają obowiązek zawiadamiania służb mundurowych o spożywaniu trunków w miejscu zakazanym. A my mamy obowiązek to zweryfikować mówi rzecznik municypalnych.