Początek spotkania był bardzo wyrównany, a gra toczyła się kosz za kosz. Skuteczny był Arvydas Eitutavicius, który trafił za trzy punkty, by po chwili poprawić spod kosza. Włocławianie wyszli na prowadzenie, które powoli zwiększali. W obronie dobrze grał Sokołowski, po faulu na nim sędziowie gwizdnęli Wołoszynowi niesportowe przewinienie. Goście byli bardzo nieskuteczni i popełniali proste błędy bezlitośnie wykorzystywane przez „Rottweilery”. Kwartę zakończył Weeden rzutem za dwa punkty równo z syreną. Po niemrawym początku Anwil się obudził i zaczął dyktować warunki i kontrolować sytuację w Hali Mistrzów (21:15).
Drugą część meczu otworzył celną trójką Tony Weeden i włocławianie na dobre rozwinęli skrzydła. Rozkręcił się Jovanović, który ładnie asystował i zaliczył celny rzut zza linii 6.75m. Przewaga Anwilu wzrosła do 10 punktów. Szubarga, wciąż grający z opatrunkiem na palcu, nadal nie radził sobie zbyt dobrze i po kolejnej stracie usiadł na ławce. Sokołowski zaliczył kolejny przechwyt a po chwili pięknie indywidualnie wszedł pod kosz i trafił za 2 zwiększając przewagę do 19 „oczek” (47:28). Koszykarze AZS nie mogli znaleźć sposobu na skutecznych gospodarzy. Popisowa gra Anwilu, widać było że tworzą zgrany kolektyw, wszystko im wychodziło. „Rottweilery” wyłożyły na parkiet wszystkie swoje atuty i wydawało się, że pierwszy mecz o brąz (a nawet sam medal) mamy w kieszeni. (47:30)
Niestety. Po przerwie w Hali Mistrzów oglądaliśmy zupełnie inny Anwil, coś się zacięło w grze podopiecznych trenera Miliji Bogicević’a. Zbyt szybko poczuli się zwycięzcami w tej potyczce i to się zaczynało mścić. Wysokie prowadzenie uciułane w pierwszej połowie zaczęło topnieć z minuty na minutę. Pod własnym koszem włocławianie kompletnie się pogubili i seryjnie popełniali błędy, m.in. nie potrafili zebrać piłki z bronionej tablicy przez kilka akcji z rzędu. W ataku natomiast rzucali z nieprzygotowanych, często wręcz beznadziejnych pozycji. Goście wyczuli szanse i rzucili się do odrabiania strat. Henry z pomocą Darrell’a Harris i Bartłomieja Wołoszyna zmniejszyli straty do 10 punktów, co dawało gościom nadzieję na korzystny wynik (61:51).
W czwartej kwarcie na dobre rozkręcił się Jones trafiając z każdej pozycji. Po jego punktach goście dwukrotnie zmniejszali dystans do Anwilu. Weeden oraz Hajrić nadal jednak „trzymali” wynik i sprawili, że na pięć minut przed końcem Anwil miał jeszcze dwunastopunktową zaliczkę. Wtedy jednak AZS zaliczył niesamowitą serię 12:0, z czego aż osiem punktów zdobył Henry, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Punktował słabo grający, wręcz na siłę próbujący rzucać Szubarga, lecz po rzutach wolnych Henry’ego goście utrzymali trzypunktową przewagę. W samej końcówce rozpaczliwie za trzy punkty próbowali jeszcze trafiać Weeden oraz Boykin, ale piłka nie znalazła drogi do kosza i mecz skończył sie porażką Anwilu (78:81).
Anwil miał lepszą skuteczność z gry niż goście (58 do 54 procent) i zanotował również więcej przechwytów (10 do 5) i mniej strat (9 do 17).
Anwil Włocławek - AZS Koszalin 78:81 (21:15, 26:15, 14:21, 17:30)Anwil: Weeden 20, Hajrić 13, Eitutavicius, Ginyard 10, Jovanović 10, Sokołowski 7, Boykin 5, Szubarga 3
AZS: Henry 29, Wiśniewski 14, Leończyk 10, Jones 9, Wołoszyn 9, Harris 7, Mielczarek 3
Milija Bogicecić, wyraźnie załamany przebiegiem trzeciej i czwartej kwarty, stwierdził, że początkowo wszystko wskazywało na wygraną Anwilu.
Trener przyznał, że niektórzy zawodnicy nie zagrali tak, jakby się tego można było po nich spodziewać. - Nie będę wymieniał nazwisk, jeszcze nie jest na to pora. Widoczne było, kto nie miał energii, tak potrzebnej w dzisiejszym meczu, którzy zawodnicy całkowicie nie byli zainteresowani grą, a dostali szansę - mówił Bogicević.
Radości z wygranej nie krył szkoleniowiec AZS Koszalin. - Po rozmowie w szatni w przerwie spotkania, uwierzyliśmy, że możemy dogonić Anwil. Przeanalizowaliśmy, co zrobiliśmy źle, pozwalając gospodarzom na 17-punktową przewagę - mówił Zoran Sretenović.