Łatwo było przewidzieć, że Mistrzowie Polski bez swojego najlepszego środkowego w historii Shawna Jonesa, który doznał kontuzji stopy reprezentując barwy Kosowa, zagra inaczej. Ta inność prawdopodobnie miała polegać na wykorzystaniu drzemiącego potencjału ataku z dystansu. Do tego typu zadań w barwach Anwilu jest kilku specjalistów: Chase Simon, Chris Dowe, Rolands Freimanis, Ricky Ledo, Michał Sokołowski czy nawet wysocy Szymon Szewczyk i Krzysztof Sulima. Niestety z tak szerokiego wachlarza koszykarzy nie trafiał nikt. Pierwsza kwarta to najgorsza skuteczność tego zespołu w tym roku, na 10 oddanych rzutów z dystansu żaden nie wpadł do kosza. Co gorsze, z rzutów z pomalowanego i półdystansu na 10 wpadło tylko 4! Tylko dzięki czterem celnym osobistym Rottweilery uzbierały ledwie 12 punktów. W tym czasie niesamowicie nastawieni na walkę rywale z Zielonej Góry nie próżnowali, 10 punktów w tym 2 celne rzuty z dystansu zaliczył Jarosław Zyskowski. Reszta zespołu również grała bardzo dobrze, swoje „trójki” dołożyli Hakanson, King i Meier. Stelmet w odróżnieniu od Anwilu grał bardzo skutecznie 6/12 za trzy punkty, 5/10 za dwa punkty co łącznie dało 11/22 z gry. Ta różnica w skuteczności i możliwość większej rotacji dała gościom 18 punktową przewagę już w pierwszej kwarcie, która zakończyła się rezultatem 12:30!
Jak się później okazało, zielonogórzanie wypracowali bezpieczny dystans, który pozwolił kontrolować i wygrać całe spotkanie. Rottweilery dały trochę nadziei publiczności w drugiej części spotkania, piłka zaczęła częściej wpadać do kosza. Za 3 trafił „Sokół”, 2+1 zaliczył Szewczyk, Simon i Dowe trafili spod kosza. Po 6 minutach gry w tej części zatrzymał się na chwilę atak Stelmetu, dzięki temu włocławianie podgonili wynik. Dobra postawa Freimanisa (7pkt), Szewczyka (5pkt) i Dowe (4pkt) pozwoliły wygrać tę kwartę 23:16. Na tablicy do przerwy widniał wynik 35:46 dla gości i wydawało się, że Rottweilery wróciły do gry i będą w stanie powalczyć o zwycięstwo w tym spotkaniu. Nic bardziej mylnego. Po powrocie na parkiet obie ekipy nie zaliczyły skutecznego ataku przez dwie minuty. Dopiero Marcel Ponitka zapunktował z linii rzutów wolnych i rozwiązał worek z punktami dla Stelmetu. Zaczął świetnie dysponowany tego dnia były zawodnik Anwilu Jarosław Zyskowski wspierany przez Meiera, Radica i Thomasona. Anwil ponownie stanął w miejscu ,a goście zaliczyli kolejną wygraną kwartę 24:14 i praktycznie ustawili mecz pod swoje dyktando. Ostatnie starcie to spokojne utrzymywanie dystansu przez zielonogórzan. W tej części dobrze pokazali się Marcel Ponitka i Łukasz Koszarek. W ekipie z Włocławka widać już było brak sił spowodowany brakiem rotacji. Kontuzje kluczowych zawodników Jonesa, Moore’a oraz strzelca Kuby Karolaka niestety bardzo się do tego przyczyniły. Widoczne zmęczenie nie pozwalało na swobodne zdobywanie punktów a minimalnie wygrana ostatnia kwarta 30:25 pozwoliła jedynie zmniejszyć wynik do rozmiaru, który nie uwłacza Mistrzom Polski. Mecz zasłużenie wygrali goście 95:79 i to oni pozostają liderem ekstraklasy. Tak grający Stelmet Enea Zielona Góra prawdopodobnie pozostanie na szczycie tabeli aż do fazy play off.
Anwil Włocławek - Stelmet Zielona Góra 79:95 (12:30, 23:16, 14:24, 30:25)
Anwil: Simon 16(3), Freimanis 15(3) Dowe 14(1), Ledo 13(1), Sokołowski 7(1), Szewczyk 5(3), Wadowski 5(1), Sulima 4
Stelmet: Zyskowski 21, King 12, Meier 12, Gordon 12, Hakanson 10, Ponitka 9, Radić 7, Thomasson 5, Koszarek 7
Fallini