Bądź tu człowieku cierpliwy...
Dziesięć godzin – nawet tyle na transport do domu karetką czekają schorowani, niemogący poruszać się o własnych siłach pacjenci włocławskiego szpitala. „To woła o pomstę do nieba!” – pisze w liście do redakcji zbulwersowana mieszkanka.
Zdaniem naszej Czytelniczki kursy karetek są źle rozplanowane i jest ich za mało. – Kilka dni temu czekałam na powrót mojej mamy do domu – pisze Czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). – Gdybym mogła nie oglądałabym się na pomoc szpitala. Kobiety na noszach nie da się jednak przewieźć samochodem osobowym, Jak ten szpital jest zarządzany? W jaki sposób organizuje się pracę ratownikom i kierowcom karetek? – pyta.
Wielogodzinne oczekiwanie pacjentów na powrót do domu do według dyrektora szpitala normalne zjawisko.– Chorzy nie są przecież wyrzucani z sali, nie muszą czekać na transport na korytarzu czy przed budynkiem – mów Bronisław Dzięgielewski, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego we Włocławku. – W spokoju mogą oczekiwać w sali na transport, jeszcze po wypisie. Karetki są kosztowne, nie dopłaca do nich Narodowy Fundusz Zdrowia. W związku z tym mamy ich tyle, na ile nas stać.
Szpital Wojewódzki we Włocławku ma do dyspozycji 4 karetki, z czego 3 przewożą pacjentów do domów lub klinik. Usługi transportowe świadczy na rzecz placówki jedna z włocławkich firm, która w ubiegłym roku wygrała przetarg. Dwie z karetek, w której pracują – kierowca i sanitariusz, przewożą chorych na noszach od poniedziałku do piątku, jedna w godz. 7-22, a druga od 8 do 16. Natomiast trzecia świadczy usługi „dalekie”, do innych miast. Wcześniej transportem chorych zajmowali się pracownicy pogotowia. – Zdarza się, że mieszkańcy dzwonią do nas z pretensjami, pytają, jak długo mają czekać na powrót bliskich do domu – przyznaje Ewa Krysińska-Błaszczyk dyrektor stacji pogotowia ratunkowego we Włocławku. – Wyjaśniamy im oczywiście, że to nie my zajmujemy się przewozem chorych ze szpitala. Każdy, kto widzi karetkę myśli bowiem, że należy ona do pogotowia.
10 godzin oczekiwana, nawet w wygodnej sali, to mało komfortowa sytuacja dla pacjentów i ich rodzin, bo to sala szpitalna, z dala od domu i bliskich, a każdy pobyt w szpitalu to dla wielu bolesne doświadczenie. Ludzie latami płacą składki zdrowotne, wydają na nie niemałe pieniądze, a w zamian za to przychodzi im czekać w kolejkach, nawet na powrót do domu – i to nie jest normalne zjawisko, choć powszechne.
Joanna Chrzanowska