Fałszywa bomba w szpitalu
W czwartek po godzinie 14.00 policja otrzymała powiadomienie o podłożeniu bomby we włocławskim szpitalu. Na miejsce skierowano policyjne radiowozy, straż pożarną i pogotowie energetyczne.
Nieznana osoba powiadomiła, że we włocławskim szpitalu jest bomba. Po otrzymaniu takiej informacji, od razu na miejsce skierowano kilkudziesięciu funkcjonariuszy policji, którzy sprawdzili budynki i teren szpitala, w których mogłaby znaleźć się bomba. Na czas przeszukania zarządzono ewakuację wszystkich osób odwiedzających, a oddziały zostały zamknięte. – Pewnie jakiś ….. zadzwonił, bo miał mieć jakieś przesłuchanie, albo coś i żeby odwrócić uwagę padało na szpital. Trzeba mieć tupet, żeby dzwonić i mówić, że w szpitalu jest bomba – powiedziała zdenerwowana włocławianka.
- Najgorsze jest to, że my młode mamy musiałyśmy odejść od łóżek naszych dzieci. Stoimy tu i tylko się denerwujemy, co tam się z nimi dzieje – powiedziała zdenerwowana młoda mama.
Na czas ewakuacji do szpitala wpuszczane były karetki pogotowia, które przywoziły ciężko chorych pacjentów i poszkodowanych w wypadkach drogowych.
Po ponad trzy godzinnym poszukiwaniu bomby, okazało się, że alarm był fałszywy, tym samym odwiedzający mogli wrócić do swoich bliskich. Policja rozpoczęła poszukiwania osoby, która głupim żartem naraziła na niebezpieczeństwo pacjentów szpitala.
W zależności od skutków wywołania alarmu, sprawca stanie przed sądem. Za taki czyn Polskie prawo przewiduje karę grzywny lub pobyt w więzieniu. Oprócz kary nałożonej przez sąd, żartowniś poniesie koszty prowadzonej akcji przez służby ratownicze.
Zdjęcia do artykułu: