Iwona zadebiutowała na japońskiej trasie maratońskiej w ubiegłym roku w Nagoi, gdzie zajęła trzynaste miejsce. W tamtym biegu aż 21 Japonek osiągnęło rezultaty poniżej 2:35:00. Przed biegiem w Osace było więc niemal pewne, że głównymi rywalkami Polki będą gospodynie.
To był mój jedenasty maraton, ale pierwszy pod nowym nazwiskiem - mówi Iwona Bernardelli-Lewandowska - Zawsze podchodzę do startu z wielkim respektem i jednocześnie z wielką ekscytacją. Tym razem nic się w tym względzie nie zmieniło. Jedynie przygotowania wyglądały zupełniej inaczej. Nie przeszłam pełnego cyklu treningowego. Można by rzec, że był to eksperyment. Dlatego nie nastawiałam się na żaden konkretny wynik. Trener powiedział, że jak złamię 2:30 to będzie cud. Ogromnie cieszę się z wyniku, jaki uzyskałam, wiedząc jak wyglądały treningi. Trenowałam w Warszawie i Wałczu, biegając w śniegu, mrozie i po lodzie.
W niedzielę, zgodnie z przewidywaniami, trzy czołowe lokaty w maratonie zajęły biegaczki japońskie: Risa
Shigetomo (2:24:22), Misato Horie (2:25:44) i Hanae Tanaka (2:26:19). Iwona jeszcze na półmetku była trzynasta, jednak na drugiej części trasy przyspieszyła i sukcesywnie
poprawiała swoją lokatę ostatecznie kończąc bieg na wysokim siódmym
miejscu.
Bieg był prowadzony w tempie podobnym jak w Nagoi, lecz tym razem nie mogłam zaryzykować, aby pójść z grupą, bo po prostu nie wiedziałam na co mnie stać - opowiada Iwona - Zaczęłam spokojniej w czteroosobowej grupce. Biegłyśmy równo po około 3:30 min/km, jednak od półmetka musiałam sama nadawać tempo i szło mi bardzo dobrze. Niestety na 34 km złapała mnie mocna kolka, która trzymała już do samego końca. Były momenty, że prawie zatrzymywałam się, albo biegłam zgięta w pół. Stąd takie duże zwolnienie tempa. Bez względu na wynik cieszę się, że wystartowałam w Osace
Maratonka, trenująca w stolicy pod okiem Marka Jakubowskiego, osiągnęła na mecie czas 2:29:37, który jest o ponad minute lepszy niż wskaźnik PZLA na sierpniowe Mistrzostwa Świata.