Kupili antywłamaniowy bubel?
Niska,jak na tego typu produkt cena oraz formalności załatwiane w domu skusiły mieszkańców ulicy Żabiej do zakupu drzwi od DOOR-BUDu z Gniezna. - Oszukano nas – mówią. – Drzwi miały być antywłamaniowe a nie są.
Do zakupu, jak twierdzi jeden z mieszkańców ul. Żabiej, namówił go we wrześniu przedstawiciel gnieźnieńskiej firmy, który zapukał do jego starych drzwi. – Pokazał mi katalog z drzwiami, zapewniał, że będą antywłamaniowe – opowiada zdenerwowany Jerzy Łosiewicz. – Niczego nie podejrzewając podpisałem umowę. Byłem przekonany, że na produkt, który widziałem w broszurce. Po wykonaniu usługi przez pracowników tej firmy zorientowałem się, że zamontowano mi zupełnie inny produkt. Na dodatek z porysowaną ościeżnicą. Drzwi mają wady fabryczne, w tynku pozostawiono dziury i rozerwano wykładzinę przy drzwiach.
Mężczyzna nie jest w tej sytuacji odosobniony. – Takie drzwi, co nam zamontowali to można kupić za 300 zł, maksymalnie za 500 zł – twierdzi Adam Bonarski z ul. Żabiej. – My wydaliśmy na nie dwa, trzy razy więcej. Do tej pory nie mogę się za nie doprosić faktury. Miałem nóż na gardle, robiłem generalny remont mieszkania. Sami przyszli, tym mnie skusili. Firma nie ma sobie nic do zarzucenia. – Proszę mi powiedzieć, w którym miejscu [umowy – przyp. red.] jest napisane, że drzwi miały być antywłamaniowe? – pyta nas Dariusz Gulczyński, właściciel DOOR-BUDu.
Problem w tym, że umowa została napisana bardzo niedbale. Ze świecą można w niej szukać wyraźnego, niebudzącego wątpliwości, wyrazu.– Od ośmiu lat zajmujemy się sprzedażą i montażem drzwi i ani razu nie mieliśmy w swojej ofercie drzwi antywłamaniowych – dodaje Gulczyński. – Co to znaczy, że źle zrobiono montaż? Jeśli się szuka dziury w całym, to zawsze się ją znajdzie. Klienci doskonale wiedzieli, że nie wykonujemy obróbki końcowej, m.in. szpachlowania, to są dodatkowo płatne usługi.
Mieszkańcy ul. Żabiej twierdzą, że DOOR-BUD uchyla się od odpowiedzialności, nie reaguje na ich pisma i reklamacje. – Odpowiadamy na wszystkie pisma, wysyłamy faktury – twierdzi właściciel. – Mamy czas przedświąteczny, wiadomo, jak poczta pracuje.
Jerzy Łosiewicz zapowiada, że sprawę skieruje do sądu. W biurze Miejskiego Rzecznika Konsumentów powiedziano nam, że sytuacja jest patowa i jej rozwiązania należy szukać tylko w sądzie. Warto przy tym powołać się na ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej, w której można przeczytać, że „sprzedawca, który otrzymał od kupującego reklamację i nie ustosunkował się do niej w ciągu 14 dni, to uważa się, że uznał ją za uzasadnioną”. Sprawa jest jednak trudna, słowo klienta przeciwko słowu sprzedawcy, a do tego niewiele dowodów.
Źródło: Joanna Chrzanowska
Zdjęcia do artykułu: