Do mordu doszło w Bodzanowie pod Radziejowem. Według ustaleń organów ścigania rolnik zamierzał zabić wszystkich domowników, a następnie popełnić samobójstwo. Zbrodnię planował kilka dni. Tragicznego wieczora najpierw gołymi rękoma udusił żonę Wandę Zaskoczył ją w łazience przy praniu. Zaniósł zwłoki do piwnicy. Do pokoju zawołał najstarsze dziecko - 12-letniego Kamila. Tam doszło do drugiego zabójstwa. Następna miała być 7-letnia Milena, a po niej 2-letni Artur.
Na szczęście mężczyzna opamiętał się. Podobno po zobaczeniu zwłok "odeszła mu chęć". Nakarmił najmłodsze dziecko i zwierzęta, po czym o zbrodni zawiadomił rodzinę i policję. Zanim policjanci go zabrali, chciał dołożyć węgla do pieca, aby dzieci nie zmarzły...
Jako motyw zbrodni Marek D. podał kłopoty finansowe. Do spłacenia miał kredyt, energetycy przyłapali go na kradzieży prądu. Uznał ponoć, że lepsza jest śmierć niż bieda i poniżenie...
Najpierw usłyszał w radziejowskiej prokuraturze zarzut popełnienia dwóch zabójstw. Jednak według specjalistów w chwili popełniania zbrodni był niepoczytalny. Nie rozumiał tego co robi i nie był w stanie kierować swoim postępowaniem. Ponieważ za popełnienie przestępstwa w stanie zniesionej poczytalności nie ponosi się odpowiedzialności karnej, sąd sprawę umorzył. Marek D. został skierowany na leczenie do zakładu zamkniętego dla nerwowo i psychicznie chorych.
Źródło: Nowości Włocławskie