Pierwszą z kart, pochodzących z pierwszej i drugiej tury ubiegłorocznych wyborów, znaleziono 17 grudnia w pobliżu włocławskiej fabryki papieru przy ul. Łęgskiej. Część jest niewypełniona, lecz jeśli na któreś pojawia się głos, zawsze widnieje przy nazwisku Jarosława Kaczyńskiego. Karty systematycznie znajduje informator "Gazety Wyborczej", który pracuje niedaleko znaleziska. 3 stycznia w tym samym miejscu odnalaziono kolejne kwity - Policja wzięła dwie czy trzy karty, ale jest ich dużo, dużo więcej - opowiada znalazca - Niektóre już tak przemokły, że są nieczytelne, albo pozlepiały się ze sobą. Terenu nikt nie zabezpieczył.
Policja we Włocławku potwierdza, że 17 grudnia wzięła jedną kartę, a 3 stycznia trzy kolejne. - Z naszych ustaleń wynika, że nie doszło do żadnego przestępstwa ani wykroczenia - zaznacza Małgorzata Marczak, oficer prasowy włocławskiej policji.
Według polskiego prawa policzone karty powinny zostać zniszczone przez lokalną delegaturę Krajowego Biura Wyborczego – w tym wypadku w Bydgoszczy po 30 dniach od ogłoszenia przez Sąd Najwyższy ważności wyborów. Szokuje zatem fakt, że karty nie tylko nie zostały zniszczone, ale że z Bydgoszczy przewieziono je do Włocławka, choć oba miasta dzieli około 100 km.
Pełen artykuł Tomasza Ciechońskiego dostępny na stronach Gazety Wyborczej
Źródło: Gazeta Wyborcza