Co słychać w mieście?
S.B: To jest pierwsze pytanie?
Tak, przecież pan bardzo dobrze orientuje się, o czym mówią mieszkańcy, jakie zmiany zaszły we Włocławku, ponieważ jako radny spotyka się pan z wyborcami, pilnie studiuje dokumentację, a nawet utrwala ją na zdjęciach.
S.B: Zbieram dokumentację, która jest ważna dla mieszkańców, a dotyczy ona przede wszystkim wydawania miejskich pieniędzy. Chcemy, by były one wydawane racjonalnie, w sposób uzasadniony i przynoszący korzyści wszystkim włocławianom. Uważam, że pieniądze rządowe i unijne nie zostały dobrze rozdysponowane. Miasto wydało ponad 250 milionów, a efektów – chociażby w zmniejszeniu skali bezrobocia nie widać. Brak nowych miejsc pracy, strefa nie działa, inkubator też nie funkcjonuje tak jak powinien, mamy bruk na Zielonym Rynku, który już częściowo się wykrusza. A następne pieniądze będzie ciężko pozyskać, bo miasto musi posiadać środki na wkład własny. Środków tych nie będzie miało gdyż w tej chwili zadłużenie Włocławka oscyluje już na poziomie dopuszczalnej granicy 60%.
Nie rozumiem, skąd się wzięło oburzenie władz miasta w związku z analizą pozyskanych przez nas dokumentów. Może z tego powodu, że ta dokumentacja, po przeanalizowaniu, nie stawia w dobrym świetle stylu i sposobu wydawania pieniędzy mieszkańców przez władze miasta. Prezydent neguje jednocześnie prawo obywateli do informacji publicznej. Do korzystania z tej możliwości zachęcam wszystkich mieszkańców Włocławka, bo każdy ma prawo wiedzieć, jaka budowa jest prowadzona obok jego domu, może zapytać, dlaczego jego dom nie został podłączony do sieci ciepłowniczej i w jaki sposób jest realizowana określona inwestycja miejska.
Podejrzewam jednak, że podczas dyżurów radnych mieszkańcy poruszają inne tematy, niekoniecznie związane z projektami realizowanymi przez miasto.
S.B: Pośrednio są związane. Mówią o problemach adekwatnych do ich sytuacji ekonomicznej. Narzekają na brak mieszkań socjalnych i komunalnych. Cały czas poruszają także sprawę wysokiego bezrobocia, niskich dochodów i likwidacji małych firm, które zostały upadły chociażby z powodu prowadzenie przedłużających się remontów dróg. Sposób zarządzania miastem ma wpływ na problemy z którymi spotykamy się na dyżurach radnych. Miasto się wyludnia, nie jest atrakcyjne dla inwestorów, co w konsekwencji nie daje szans na zatrudnienie dla mieszkańców.
Większość problemów jest do rozwiązania przy dobrej woli prezydenta. Jednak tej woli przeważnie nie ma. Mam wrażenie, że prezydentowi trudno zrozumieć sytuację przeciętnego mieszkańca miasta. Prezydent wyznaje zasadę „Miasto to ja” a nie „Miasto jest dla mieszkańców”.
Te kilkanaście miesięcy, podczas których pełni pan funkcję radnego, potwierdziły wyobrażenia na temat pracy na rzecz mieszkańców miasta?
S.B: Te wyobrażenia były bardzo wyidealizowane. Myślałem, że niezależnie kto wygra, kogo wybiorą mieszkańcy, obóz władzy na czele z prezydentem Andrzejem Pałuckim, będzie korzystać z najlepszych pomysłów przekazywanych przez każdą stronę, nie tylko przez radnych klubu SLD i koalicjantów. Po krótkim czasie przekonaliśmy się jednak, że nie ma woli współpracy ze strony prezydenta, potrzebuje on posłusznych radnych do przegłosowywania wszystkich jego decyzji, a nie kreatywnego partnera. Nowoczesne rozwiązania, które proponowaliśmy były poza zakresem jego postrzegania i zainteresowania. Poza tym wszelkie pomysły, które wychodzą od radnych PO czy PiS, nie są akceptowane. Trudno nam też jest pozyskać informacje dotyczące spraw miasta, a jeśli już się uda, to są one nam przekazywane po bardzo długim czasie.
Niesamowicie zdziwiła mnie sytuacja podczas głosowania nad przyjęciem do grona radnych Krystiana Łuczaka z klubu PO. Chyba pierwszy raz w historii rady, mandat nie został przegłosowany przez wszystkich radnych, a przecież takie głosowanie jest tylko czystą formalnością.
Dziwi mnie także poziom agresji i ataków personalnych na radnych opozycji podczas obrad. Może dlatego, że mamy coraz pełniejszy ogląd sytuacji ekonomicznej i sposobu przeprowadzania wielu inwestycji. Tę sprawę poruszono na przykład w ogólnopolskim czasopiśmie „NIE”, gdzie napisano o nepotyzmie, dość niejasnych powiązaniach pracowników UM z firmami wygrywającymi przetargi. Im bardziej zaczęliśmy drążyć te tematy, tym bardziej nasilił się atak ze „tej drugiej strony”.
To w takim razie co konkretnie niepokoi radnych opozycji, jeśli chodzi o sprawy ekonomiczne i inwestycje?
S.B: Na przykład wykorzystywanie unijnych funduszy. Gdyby je zagospodarowano tak jak w Toruniu czy Płocku, to przynosiłyby zysk dla miasta. A u nas bezrobocie wzrasta, zaś maleje liczba firm. Dziwna sytuacja jest także ze strefą ekonomiczną, gdzie według pierwotnych założeń w latach 2012-2015 miało powstawać 400 nowych miejsc pracy. Ale z nowej dokumentacji wynika, że na wniosek zastępcy prezydenta Kuźniewicza miejsca pracy pojawią się w 2016 roku. Inny jest obraz prezentowany przez panów prezydentów, a inny wynika z dokumentów. Z ust pana Kuźniewicza słyszymy o sukcesach, gdy tymczasem podpisuje on korespondencję, która ma się nijak do jego słownych hurraoptymistycznych deklaracji. Titanic tonie a kapitan mówi jest ok, jednocześnie łatając ręką wyrwę w kadłubie.
Radnych opozycji interesuje także zatrudnienie we Włocławskim Inkubatorze Innowacji i Przedsiębiorczości. Na dziś dał zaledwie 16 miejsc pracy stworzonych przez firmy inkubowane a miało być 93. Miasto wydało na inkubator 20 milionów złotych, a teraz za niewielkie pieniądze wynajmuje się powierzchnię prywatnym firmom. Koszty utrzymania Strefy i Inkubatora to 920 tys. rocznie.
Powodów do niepokoju jest wiele, ale władza na sygnały jest głucha. Mimo trudnej sytuacji nadal szasta pieniędzmi miejskimi. Urzędnicy miejscy nie mają skrupułów w wykorzystywaniu swojej pozycji, dam przykład pana Kuźniewicza, który mimo wysokich dochodów chętnie sięga do kasy miejskiej, aby sfinansować swoje dojazdy i noclegi na studia w Krakowie.
Jeden z radnych z poprzedniej kadencji powiedział mi, że lepiej być radnym opozycji, bo sytuację w mieście można jedynie kontrolować, natomiast nie ponosi się odpowiedzialności za decyzje.
S.B: Niestety nie zgadzam się z tą opinią. Kontrola oznacza też odpowiedzialność. Można udawać, że się jest opozycją i patrzy władzy na ręce, a jednocześnie czerpać profity od tej władzy. Ale nie tak postrzegam rolę opozycji, byłaby to zdrada wobec swoich wyborców.
Prawdziwa kontrola działalności władzy oznacza kierowanie się tylko interesem miasta i mieszkańców. Jak widać funkcja kontrolna sprawowana przez radnych PO w Radzie Miasta coraz bardziej doskwiera prezydentowi i SLD, gdyż poziom ataków, nacisków na nas jest coraz większy.
Klub PO w Radzie Miasta kieruje się interesem Włocławka, nie możemy pozwolić na marnowanie pieniędzy miejskich, na upadek Włocławka. Analizujemy pracę prezydenta nie na podstawie jego słów ale dokumentów i statystyk.
Mieszkańcy muszą poznać rzeczywistą sytuację miasta od strony ekonomicznej, gospodarczej, nie mogą pozwolić na nepotyzm i niejasne sytuacje opisywane w tygodniku „NIE”. Nie możemy wierzyć kapitanowi, który mówi, że statek płynie. Niestety ten statek nabiera poważnie wody i jedyną szansą jest zmiana kapitana i bosmanów.
Włocławek to nasza mała ojczyzna, nie mam zamiaru się stąd wyprowadzać, chcę żeby ten statek płynął pełną parą, a nie szedł na dno.