Dopalacze były wśród "śmiesznych rzeczy"
Pod koniec 2010 roku rząd wydał otwartą wojnę sklepom z tak zwanymi dopalaczami. Sklepy na jakiś czas zniknęły, ale niedawno pojawiły się znowu. Tyle, że teraz oferują "śmieszne rzeczy", kadzidełka albo "odżywki dla roślinek". Jeden z takich nietypowych sklepów funkcjonował także we Włocławku. Badania potwierdziły, że znajdowały się w nim dopalacze.
Centrum miasta. Choć sklep ze" śmiesznymi rzeczami" nie był widoczny z ulicy, odwiedzało go mnóstwo młodych ludzi. Sąsiedzi, coraz bardziej zaniepokojeni rozmowami na temat kupowanych produktów i zachowaniem klientów, postanowili zareagować.
Napisaliśmy anonimowo do policji, komendanta wojewódzkiego i prokuratury, że w naszym sąsiedztwie robi się niebezpiecznie i podejrzewamy, że w sklepie, sprzedawane są nie tylko dopalacze dowiedzieliśmy się nieoficjalnie.Monitoring sklepu był prowadzony od zeszłego roku.
w połowie stycznia w całej Polsce przedstawiciele Sanepidu w asyście policji skontrolowali wybrane sklepy, w tym także we Włocławku informuje Karolina Nynca-Jankowska, rzecznik prasowa Państwowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Włocławku.
To nie był jednak koniec działalności sklepu, bowiem właściciel zmienił asortyment sprzedawanych produktów. Inspektorzy sanitarni podjęli więc kolejne działania - zamknęli sklep "fizycznie" i zabezpieczyli wszystkie artykuły i próbki pochodzące z "nowego asortymentu". Miały one postać pigułek, kapsułek, proszku i suszu. Wysłano je ponownie do Narodowego Instytutu Leków.
Otrzymaliśmy część wyników badań i okazało się, że te środki pobrane do badań są rzeczywiście środkami zastępczymi informuje Karolina Nynca-Jankowska.Wyniki badań drugiej partii pobranych środków będą znane niebawem. Obecnie toczy się postępowanie administracyjne wobec właściciela sklepu.
Zaczęło się ponad dwa lata temuDopalacze to potoczna nazwa produktów, które zawierają substancje psychoaktywne. Do obiegu trafiały jako "produkty kolekcjonerskie", nie podlegały kontroli, a substancje w nich zawarte, nie znajdowały się na liście środków zakazanych w myśl ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Sklepy z dopalaczami pojawiały się praktycznie we wszystkich miastach Polski. Niestety, pojawiało się także coraz więcej tragicznych informacji o ciężkich zatruciach lub nawet śmierci osób, które zażywały dopalacze.
Nie ma dnia, żeby na oddziale nie znajdowała się osoba, u której podejrzewamy zatrucie dopalaczem mówiła ponad dwa lata temu dr Irena Nowakowska, ordynator oddziału dziecięcego w Szpitalu Wojewódzkim we Włocławku. Dlaczego podejrzewamy? Bo poza jedną osobą, nikt nie przyznał się, że stosował tego typu środek, a my nie wiemy nawet, w jakim kierunku robić badania. Naszym priorytetem, zwłaszcza w przypadku ciężkiego stanu, jest ratowanie życia pacjenta.Pomoc nie dla wszystkich przyszła w porę. W 2010 roku w Polsce zanotowano 18 przypadków zgonów, które wiązano z zażywaniem dopalaczy. Na wniosek Ewy Kopacz, ówczesnej minister zdrowia, zamknięto większość sklepów prowadzących sprzedaż "produktów kolekcjonerskich". Dane z Centrum Kryzysowego MZ wykazały, że akcja przyczyniła się do zmniejszenia liczby osób hospitalizowanych w związku z podejrzeniem zatrucia dopalaczami. 8 października sejm prawie jednogłośnie przyjął nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Miesiąc później podpisał ją prezydent Bronisław Komorowski.
Osoby, które łamią ustawę, mogą otrzymać grzywnę, której górna granica sięga miliona złotych.