W czwartek informacje o zwolnieniu 20 ratowników medycznych były przekazywane nieoficjalnie. Dzisiaj, w piątek, część zwolnionych ratowników medycznych spotkała się z mediami i już otwarcie mówiła o okolicznościach ich zatrudnienia, nieoczekiwanego zwolnienia z pracy i o przewidywanych konsekwencjach takiego stanu rzeczy dla pacjentów. Z dziennikarzami rozmawiali ci ratownicy, którzy akurat nie mieli dyżurów. Wszyscy będą pracować będą do września.
Opowiadają, że w czerwcu wygrali konkursy i p.o. dyrektora szpitala Marek Bruzdowicz podpisał z nimi trzyletnie kontrakty. Była w nich zawarta umowa lojalnościowa, w myśl której nie mogli pracować w innych placówkach. Część z nich złożyła wypowiedzenia z dotychczasowych miejsc pracy, zainwestowała w stroje medyczne, założyła działalność, wynajęła mieszkania, bo przyjechała z innych miast.
Niespodziewanie 20 osób dostało wypowiedzenia bez podania przyczyny. Przed dyżurem, w trakcie pełnienia obowiązków w obecności pacjentów, po skończonych czynnościach. Wszyscy nowi, którzy pełnili dyżur dzienni, zostali zwołani o godzinie 15.00 i musieli odejść od pacjentów, by odebrać wymówienia.
Staliśmy się niepotrzebni, mimo że przeszliśmy różne szkolenia. Zostaliśmy wykorzystani i oszukani, potraktowani jak pracownicy sezonowi - nie kryją rozczarowania zwolnieni ratownicy.
Pozostali ratownicy dostali aneksy do umów. Zmniejszono im o 50-100 ilość godzin, co oczywiście przełoży się na zmniejszone pobory. Czy takie ograniczenia mogą się przełożyć na jakość wykonywanych usług i opiekę nad pacjentem?
Zdecydowanie tak. Już teraz czas oczekiwania na pomoc jest dość długi, bo dziennie na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, podczas dwunastogodzinnego dyżuru przebywa około 100 pacjentów. Będzie jeszcze gorzej. Przepisy mówią, że na SOR pacjent może oczekiwać na pomoc do 24 godzin. Ten ze zwichniętą kostka może wytrzyma, ale inni? Dobro pacjenta jest w słupkach finansowych - oceniają ratownicy
O obecną sytuację w szpitalu zapytaliśmy Marka Bruzdowicza. P.o. dyrektora placówki twierdzi, że decyzję o zatrudnieniu 21 ratowników podjął poprzedni szef szpitala Krzysztof Malatyński.
Sytuacja zastana w czerwcu, brak pełnej analizy zasadności zatrudnienia takiej ilości ratowników medycznych, zmusiły nas do podjęcia działań, które będą normalizowały ten stan zatrudnienia, a przede wszystkim możliwości finansowych szpitala do zatrudnienia tak olbrzymiej grupy pracowników. W czerwcu było to ponad 90 osób. Taka przypadła mi rola, że muszę godzić wodę z ogniem, czyli pieniądze z organizacją, z bezpieczeństwem pacjenta - wyjaśniał Bruzdowicz.
Na zwolnieniu ratowników szpital zyska oszczędności rzędu około 90 tysięcy złotych. Ale zdaniem tymczasowego szefa placówki, zmniejszona ilość pracowników nie będzie miała wpływu na świadczenie usług medycznych.
Oczywiście pracy jest dużo, ale decyzja nie zapadła na zasadzie, że ja siedzę w biurze i postanawiam zwolnić pracowników. Takie rozwiązanie było podjęte po analizie ilości zdarzeń, przyjmowanych pacjentów i zabezpieczenia kadrowego - powiedział Bruzdowicz.
Szansa na to, aby w szpitalu pojawiła się ponownie większa ilość ratowników jest, ale na pewno nie teraz.
Jeśli będziemy rozwijali działalność szpitala, a mam taką nadzieję, bo jest to szpital wielospecjalistyczny, to w niedalekiej przyszłości powstaną nowe miejsca pracy - mówi Marek Bruzdowicz.
Wieczorem ratownicy medyczni pojawią się na nocnym dyżurze i zapewniają, że będą pracować tak jak do tej pory, bo najważniejszy jest pacjent. Ale atmosfera w pracy, to już zupełnie inna kwestia...
W przyszły tygodniu poinformujemy, czy szpital planuje kolejne zwolnienia, dlaczego na oddziale neurologii ograniczono ilość łóżek, dlaczego rozpisano konkurs na świadczenie usług medycznych przez ortopedów i dlaczego placówka nie stosuje bezpłatnego znieczulenia zewnątrzoponowego porodu naturalnego.