Profesor Gwiazdowski o złych podatkach
Na zaproszenie Bogusława Spanskiego, kandydata na senatora, do Włocławka przyjechał profesor Robert Gwiazdowski. Prawnik, ekspert w dziedzinie podatków w Centrum im. Adama Smitha mówił między innymi o podatkach, składkach emerytalnych i o tym, dlaczego w rodzinie muszą pracować dwie osoby.
Prezentujemy kilka wątków, które podczas spotkania z włocławianami, poruszył prof. Robert Gwiazdowski.
Składki emerytalne płacimy na rodziców i dziadków
Ludzie są przeświadczeni, że płacą składki na swoje emerytury. Tłumaczę im, że z tych składek wypłacane są emerytury naszych rodziców i dziadków. I żyjemy w nadziei, że na nasze emerytury będą pracowały nasze dzieci i wnuki. Ale te nasze dzieci musimy zrobić. A ich nie robimy. A gdyby nawet tych dzieci było więcej, to jest drugi problem: one mogą wyjechać do Londynu. Musimy więc im stworzyć warunki do tego, aby tu mogły funkcjonować, prowadzić działalność gospodarczą czy u kogoś pracować.
Nie ma dobrych podatków, są tylko złe - jak pisał Baptiste Say
Wśród tych złych, niektóre są szczególnie złe. Najgłupszymi są podatki nałożone na pracę, bo to one najbardziej dotykają młodych ludzi. Nie mają doświadczenia, więc mniej zarabiają. A mają większe potrzeby, bo nie posiadają jeszcze tego, co ich rodzice. I chcieliby mieć dzieci, które trzeba wychować, a na to trzeba mieć pieniądze. Robienie dzieci i ich wychowywanie jest przyjemne. I tu rodzi się pytanie: dlaczego na jedną Polkę przypada 1,3 dziecka, co powoduje katastrofę demograficzną?
System podatkowy jest tak skonstruowany, że dwie osoby w rodzinie muszą pracować
Jest dużo kobiet, które - jak twierdzą - uwielbiają pracować i robić karierę zawodową. Wstają o 6.00, robią dziecku śniadanie, zawożą je do przedszkola (szkoły), jadą do pracy, tam przez 8 godzin użerają się z szefem, którego często i słusznie uważają za kretyna. Po pracy robią zakupy, odbierają dziecko z przedszkola (szkoły), robią kolację, pomagają w lekcjach i w końcu oddają się przyjemności robienia dzieci. Uwielbiają pracować? Robią karierę? W zdecydowanej większości przypadków tak nie jest. Nie mam nic przeciwko pracującym paniom, sam zatrudniam wspaniałe pracownice. Ale weźmy taką panią, która siedzi w kasie w supermarkecie. To czy ona też robi karierę zawodową? One chodzą do pracy, bo muszą.
Podawanie wysokości zarobków brutto jest jak podawanie długości członka razem z kręgosłupem
Średnie wynagrodzenie w Polsce wynosi 4 tysiące złotych brutto, przy czym to brutto interesuje tylko księgową, dla której jest to podstawa wyliczenia wszystkich składek i podatków, oraz prezesa Głównego Urzędu Statystycznego. Te 4 tys. nie interesuje ani pracownika, ani pracodawcy. Pracodawca musi zapłacić 4 830 zł, bo opłaca fundusz pracy, gwarantowanych świadczeń pracowniczych i część składki emerytalnej dla swojego pracownika. A pracownik nigdy nie zobaczy tych pieniędzy, bo otrzyma zaledwie 2 850 zł, ponieważ pracodawca zabierze mu zaliczkę na podatek dochodowy, składki odprowadzane do ZUS i NFZ.
Kochanie, musisz iść do pracy, bo ja nie zarobię tych 4 tysięcy
Przychodzi do mnie żona tego rozczarowanego pracownika. Mówię jej, że będzie wykonywała tę samą pracę, co on i zarobi 3 900 zł (do ręki dostanie 2 200zł). Nie dlatego, że jestem wstrętną, szowinistyczną świnią, ale dlatego, że tak wynika z kalkulacji. Statystycznie kobiety zarabiają o 20% mniej niż mężczyźni. No bo jednak kobiety rodzą te dzieci, choć za mało. Najpierw pani będzie w ciąży, pewnie pójdzie na zwolnienie lekarskie, potem na urlop macierzyński i wychowawczy. Żeby wrócić do pracy, dziecko zapisze do żłobka, bo babcia do 67. roku życia zasuwa na swoją emeryturę. A w żłobku dziecko natychmiast łapie katar, więc mama idzie na zwolnienie. Może oczywiście iść tata, ale statystycznie to kobiety biorą zwolnienie. Uważają bowiem, że one lepiej zaopiekują się dzieckiem, bo z tatą to strach jest psa zostawić. No, ale do rzeczy. To, że kobiety mniej zarabiają, jest uzasadnione funkcją życiową - rozrodczą i rodzicielską.