Początek pierwszej kwarty meczu nie zapowiadał sukcesu, a wręcz przypominał ten ostatni, przegrany w pięć minut. Widać jednak było, że zawodnicy Anwilu powoli się rozkręcają. W tym czasie rywale bardzo łatwo znajdowali dziury w obronie Mistrza Polski i bezlitośnie punktowali. Po pięciu minutach spotkania Francuzi wygrywali już 12:5. Po wejściu na parkiet Szymona Szewczyka, który po pierwszej swojej akcji (2+1) od razu poprawił skutecznym rzutem z dystansu, zespół nabrał wiatru w żagle. Michał Sokołowski również popisał się skuteczną grą w tej części gry i dzięki temu to Anwill wygrał pierwsze starcie (26:23).

Druga kwarta należała zdecydowanie do Tonego Wrotena. Rywale w żaden sposób nie mogli go zatrzymać, gubił ich w pierwszych dwóch krokach i wykańczał akcje. Anwil zagrał bardzo agresywnie w obronie, nadal zdarzały się błędy, ale widać było poprawę w stosunku do ostatnich meczów. Przede wszystkim większe zaangażowanie ze strony koszykarzy z Włocławka, którzy nakręcali się wzajemnie. Wroten po pierwszej połowie meczu miał już na koncie 16 punktów z czego 14 z drugiej kwarty. Próbował efektownych akcji, ale jego kilka świetnych podań nie dotarło do kolegów. Na przerwę nasi zeszli z ośmiopunktową przewagą (52:40).

Po przerwie wrócił Anwil z początku meczu - słaba defensywa, niedbała gra w ataku i niecelne rzuty. Francuzi postawili bardzo dobrą obronę strefową i punktowali spod samej obręczy. Jednak tego dnia Mistrz Polski miał w rękawie asa, który może nie jest królem strzelców, ale jego wejście na parkiet znów nakręciło kolegów do skutecznej gry i koncentracji. Mowa tu o kapitanie Szymonie Szewczyku, który tuż po wejściu z ławki poczęstował gości kolejną trójką. Mimo dobrej gry pod koszem Mbodi i świetnie punktującego tego dnia Tysrusa McGee wynik nadal był korzystny dla gospodarzy. Po 30 minutach było 10 punktów przewagi Anwilu (74:64).

Na początku decydującej kwarty Rottweilery grały to, co w turniejach przedsezonowych. Skuteczna obrona i dużo szybkich podań pozwalały na znalezienie dogodnych pozycji rzutowych. Szalał Tony Wroten, na którego Francuzi nie potrafili znaleźć lekarstwa. Sześć minut przed końcem włocławianie prowadzili już 15 punktami. Niestety końcówka nie należała do udanych. Powróciły błędy z ostatnich spotkań. Rywale zaciekle gonili włocławian i przewaga stopniała do szęciu oczek. Jednak inicjatywę przejął Rolands Freimanis, który umieścił piłkę w koszu efektownym wsadem, a chwilkę później popisał się fantastycznym blokiem. Anwil nie pozwolił sobie wydrzeć tego zwycięstwa i wygrał z EB Pau-Orthez 95:87.

To dobry prognostyk jeśli chodzi o zmianę sposobu gry i powrotu do tego co pokazywali zawodnicy przed sezonem. Jednak jak to powiedziała osoba związana z klubem „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Miejmy nadzieję, że zawodnicy w kolejnych meczach pokażą zaangażowanie, serce do walki i swój potencjał. Przegrany mecz po walce w której „gryzie” się parkiet zawsze doceniany jest przez kibiców klubu jak i świat sportu. Wizerunek, który zostaje w ten sposób zbudowany daje wiele do myślenia rywalom zarówno na arenie krajowej, jak i europejskiej.

Anwil Włocławek - EB Pau-Orthez 95:87 (26:23, 26:17, 22:24, 21:23)
Anwil: Tony Wroten 23, Rolands Freimanis 12, Michał Sokołowski 11, Chase Simon 11, Szymon Szewczyk 11, Ricky Ledo 10, Chris Dowe 10, Milan Milovanović 4, Jakub Karolak 3
EB: Tyrus McGee 22, Cheikh Mbodj 13, Nicolas De Jong 10, Ronald Moore 10, Petr Cornelie 9, Digue Diawara 7, Leo Cavaliere 7, Travis Leslie 7, Matt Mobley 2

1. San Pablo Burgos 3 5 2 1 281 238
2. Rasta Vechta 2 4 2 0 179 151
3. Hapoel Jerozolima 2 4 2 0 158 147
4. Teksut Bandirma 3 4 1 2 243 247
5. Anwil Włocławek 3 4 1 2 249 286
6. AEK Ateny 2 3 1 1 180 167
7. Telenet Giants Antwerpia 2 3 1 1 169 180
8. EB Pau-Orthez 3 3 0 3 244 287